"Mój Sen Srebrny"
- Bartosz Kuśmierski
- 18 lis
- 4 minut(y) czytania
Od dziecka przewijała się przez moje życie twórczość Closterkeller i Anji Orthodox. Tych piosenek nie da się nie znać - Agnieszka, Scarlett, Na krawędzi, Czas komety… A mój ulubiony? Dzisiaj jest nim Lunar. Kocham ten kawałek - za harmonie, pogłosy, klimat i tekst, który rozbraja mnie emocjonalnie za każdym razem. Na jednym z koncertów Anja powiedziała, że Lunar to „najbardziej discopolowa piosenka” w jej repertuarze - i może coś w tym jest, ale mnie to nie przeszkadza.
Wręcz przeciwnie. Marzę o takiej miłości, o jakiej śpiewa w tej piosence.
Closterkeller był gdzieś obok moich głównych muzycznych fascynacji, ale Anja - jej głos, osobowość, charyzma i uroda - robiły na mnie wrażenie od zawsze. I gdzieś tam kiedyś przemknęła mi przez głowę myśl: „fajnie byłoby Ją kiedyś sfotografować”. Jedno z tych cichych marzeń, które chowa się do szuflady.

Zdarza mi się współpracować z zaprzyjaźnionym portalem Polska Płyta-Polska Muzyka i robić fotorelacje z ciekawych muzycznych wydarzeń. Padła propozycja abym poszedł właśnie na Closterkeller! Oczywiście to była okazja aby w końcu zobaczyć na żywo zespół, którego muzykę znałem od lat.
Koncert odbył się w totalnym półmroku, w jednym z łódzkich klubów (takie miejsca są bardzo klimatyczne, ale nie w przypadku kiedy masz tam fotografować). Byłem wtedy pewien, że zdjęcia nie wyjdą. Kompletnie załamany przeglądałem na bieżąco fotki i myślałem: „no to będzie artystycznie niewidzialna fotorelacja”.
Zdjęcia na szczęście wyszły. I to tak, że się spodobały -
i zespołowi, i innym. Potem był drugi koncert. Kolejny. Następny. I jakoś naturalnie wyszło, że zaczęliśmy się rozpoznawać i rozmawiać.
W końcu padła propozycja, żeby zrobić Anji i zespołowi szybką sesję zdjęciową. Nie musieli mnie zachęcać :)
Zabrałem aparat, panel LED do oświetlenia i po prostu pojechałem. Nie wiedziałem jakie będzie miejsce, czy będą warunki, czy to w ogóle ma sens. Plan niby miałem, ale jak można mieć plan, nie wiedząc, gdzie trafisz? Wyszła czysta improwizacja.
Dzięki Bogu na miejscu wszystko ułożyło się idealnie. Anja i cały zespół okazali się niesamowicie serdeczni, otwarci, bez dystansu, bez fochów - czysta, szczera współpraca.
To było coś.
W międzyczasie dowiedziałem się, że Closterkeller szykuje nowy album Argento.
Od razu zapaliły mi się kreatywne zwoje...


Pamiętam długą rozmowę z Anją - chyba z dwie godziny
na telefonie. Uwielbiam słuchać, jak opowiada o muzyce. O tekstach, inspiracjach, o tym, jak buduje klimat płyty. To są rozmowy, które po prostu zostają w głowie.
Wtedy padł pomysł, żeby na okładce znalazła się twarz Anji. Czarno - biała, niemal srebrna, w którą „wpisana” jest mapa nieba. Chciałem efektu jedności, połączenia, gdzie gwiazdy i konstelacje przebiegały by po Jej rysach twarzy.
Jak szkic Leonarda da Vinci - coś w duchu człowieka witruwiańskiego, ale delikatniej, bardziej... duchowo.
Kosmos, gwiazdy, księżyc, srebro, nieskończoność - to wszystko pasowało mi do tytułu Argento i do klimatu płyty.
Bo Argento to nie tylko kolor. To emocja. Odbicie światła. Coś, co błyszczy, ale chłodno i elegancko.

Teksty Anji są jak lustrzane odbicia duszy - między snem, duchowością i cieniem.
W mojej interpretacji na tej płycie jest kilka silnych motywów: potrzeba lub poczucie odrodzenia, chwile zatrzymania, obrazy oskarżeń i oczyszczenia, w których ogień ma znaczenie symboliczne, a także refleksja nad przemijaniem i potrzebą katharsis. Obok tego wszystkiego przewija się samotność, instynkt, wewnętrzne konflikty i napięcia, które pokazują człowieka w surowej, nieupiększonej formie. To płyta o przejściach - o tym, co znika, co zostaje, i o tym, co trzeba przeżyć, żeby móc iść dalej.
Czytając teksty, miałem wrażenie, że okładka i muzyka świetnie się dogadają - obraz odbija dźwięk, dźwięk odbija obraz.
Płyta jest mroczna, ale nie „gotycko-mroczna”. To mrok emocjonalny, głęboki, ale czysty. Jak nocne niebo, nie jak ciemna piwnica. I chyba właśnie o to chodziło - żeby ta srebrzystość Argento była światłem w ciemności, a nie jej zaprzeczeniem.
Kiedy projekt był gotowy, reakcje przeszły moje oczekiwania. Anja była zadowolona.
A kiedy Piotr Metz wspomniał w radiowej Trójce, że okładka zrobiła na nim wrażenie, byłem zwyczajnie dumny. Bo to jednak coś - mieć swoją pracę przy zespole, którego utwory były częścią soundtracku do filmu zwanego życiem.
Nie będę udawać - to było dla mnie coś wielkiego.
Od pierwszego koncertu w ciemnym klubie gdzie myślałem, że nic nie wyjdzie, do momentu, gdy moja praca stała się częścią Argento - to była droga z tych, których nie dało się zaplanować.
Ta współpraca nauczyła mnie, że przypadki nie istnieją i jeśli miałbym podsumować to wszystko jednym zdaniem, to powiedziałbym tak:
Czasem wystarczy zrobić krok w przód… i pozwolić, żeby reszta wydarzyła się sama.
EPILOG

14 listopada odbył się jeden z koncertów promujących płytę - "ARGENTO TOUR". Oczywiście miałem możliwość i okazję, aby zrobić fotorelację z wydarzenia. O samym koncercie nie
będę pisał - jestem od tego, żeby pokazać Wam zdjęcia. Muszę jednak wspomnieć, że OGROMNYM zaskoczeniem był moment, w którym Anja zaprosiła mnie na scenę, przedstawiła jako autora okładki i krótko w żartobliwy sposób opowiedziała o jej powstaniu.
Poniżej wybrane przeze mnie fotografie z koncertu w łódzkim klubie "BROWAR WARKOT" . Klikając na fotkę otworzy się galeria. Zapraszam serdecznie do komentowania i do obserwacji mojego Instagrama. Closterkeller i Anja z pewnością tam się jeszcze pojawią ;)



























































































































Komentarze